Ani słowa o niej
Możecie sobie wyobrazić poetę z pustką wewnętrzną? Nie takiego poetę, który się wypalił, ale zupełnie normalnego, o ile poeci mogą być zupełnie normalni, takiego w pełni sił twórczych, ale któremu brakuje nie tyle natchnienia, czy nawet muzy, a po prostu miłości i to miłości zwyczajnej. Oczywiście jest w nim miłość do sztuki, ludzkości, nawet Boga, ale właśnie i zupełnie nagle zabrakło mu dziewczyny, kobiety, nawet jakiegoś wyśnionego jedynie ideału.
Bardzo nieszczęśliwy jest ten poeta. Idzie ulicą i szuka. Szuka konkretu, bo idea też jest dla poety konkretem, szuka wyobrażenia, twarzy, którą może dałoby się złożyć z przelotnych spojrzeń, nawet jeśli by miała wyglądać jak obraz Picassa. Szuka postaci, którą mógłby rozwiać wiatr, a znajduje sam wiatr wwiewający się za kołnierz i przez rękawy. Poeta nie jest eteryczny, ma ciało i przez ten wiatr czuje, że je ma. A tego drugiego ciała nie ma. Poecie potrzebny jest jakiś kształt jak malarzowi model, niech byłby to choćby zarys kształtu, w ostateczności cień, kontur cienia, poetom nie potrzeba tak wiele. A tu nic. Pusto, samotnie, przestrzennie.
Taka przestrzeń, to właściwie jest wolność i poeta mógłby się cieszyć, ale nie jest zadowolony. Wolny czuł się zawsze, przestrzeń dla siebie znajdował nawet w tramwajowym tłoku. Idzie wypełnia tę przestrzeń sobą to jest poezją i nic. Pustka taka jak przedtem tyle, że pustka poetycka. Dobre i to, poetyckość odróżnia ją od nicości. Tyle, że poezja jest dla poety jak powietrze, przyzwyczaił się do niej, nie dostrzega jej, może już nawet nie docenia. W końcu nawet ryba nie myśli bez przerwy o wodzie i głupio jej, kiedy nie ma w pobliżu drugiej ryby. Ryba bez wody zdechnie, ale bez drugiej ryby, też marnieje i gatunek wyginie.
Poeta nie myśli raczej o podtrzymaniu gatunku, ale jakoś jak ta ryba czuje się bez ikry. To właściwie dziwne, bo ludzi dookoła całe ławice. Bez trudu można wyłowić spośród nich teoretycznie odpowiadające poecie sztuki. Na przykład ta nieduża blondynka z długimi, puszystymi włosami, albo ta nieco ciemniejsza, ma nieco klasyczną urodę i jest taka poważna, może tamta, która właśnie rozpięła płaszcz jakby miała w sobie nadmiar ciepła. A jednak żadna z nich nie jest tą i wokół poety nadal pustka, cóż z tego, że poetycka.
Właściwie na co poecie kobieta? Jasne, że potrzebuje jej jako mężczyzna, ale jako poeta? Powinna mu wystarczyć jakaś fikcja, jakieś nic z czego by zrobił coś, może nawet mniej niż nic. Tyle, że to musi być właściwe mniej niż nic, przeznaczone jedynie dla tego poety, przez niego tylko zauważone czy wręcz powołane do istnienia. Nie ma jednak tego jedynego w swoim rodzaju nic. Poeta próbuje to wykrzesać z siebie, wyemancypować, ukształtnić, ale nie umie, nie może, nie jest w stanie. To nic czy coś potrzebuje jakiegoś zewnętrznego impulsu, czy raczej odbicia, cienia tej idei, która bezradnie szamoce się w poecie i nie jest w stanie się ucieleśnić.
Poeta mimo pozorów i zbieżności nie jest Bogiem, no, może tym pisanym przez małe b. Ale tacy bogowie mają swoje ograniczenia, niedostatki tej specyficznej boskości może nie fałszywej, jednak pośledniej, kulawej jak Hefajstos, niemoralnej jak Hermes, zbyt jawnie doskonałej jak Apollo. Poeta jest poetą, to znaczy konkretnie określonym bytem, nikim innym jak tylko sobą. Nie może być nikim innym, ale żeby być tym kim jest, potrzebuje właśnie tego, co mu potrzebne i tego właśnie nie ma.
Nie jest powiedziane, że to coś to właśnie kobieta. Poecie może tylko tak się zdawać. Pamięta jednak, że właśnie kobieta zwykle dopełniała jego poetyckość jakimś niezbędnym elementem, który jak zapach wypełniał pustkę wokół niego i pozwalał mu na niespokojne przeżywanie poczucia własnej tożsamości. Pytający się w pustce o siebie samego poeta nie umie znaleźć zadowalającej odpowiedzi i cierpi. To nie jest twórcze cierpienie. Nie nosi w sobie zalążka przyszłych powstałych z tęsknoty arcydzieł. Nie można tego z całą pewnością prorokować, ale widać raczej, że poeta kurczy się w sobie, zapada, niknie. Powoli rodzi się w nim smutek. Wbrew wszelkim pozorom smutek nie jest dobrym przyjacielem poetów. Ta nawet wyciskająca łzy poezja nie jest prawdziwie smutna, zawsze ma w sobie siłę życia, zderza się ze smutkiem, przezwycięża go, pokonuje. W poecie smutek nie poddaje się, przechodzi do ataku, wypiera poezję nawet poza tę pustkę, o którą, żadne inne uczucie prócz smutku nie chciałoby walczyć.
Poeta rozgląda się i nagle dostrzega w sobie i wokół siebie prozę.
Dodaj komentarz