Na wiecu
- Żal mi bardziej tych, którzy zostali - powiedział poeta - jeśli w moim kraju będą się działy rzeczy straszne, ja ich uniknę, oni nie. Żal mi bardziej tych, którzy będą budowali idealne państwo, niż tych, którzy nie będą się do niego nadawali i zostaną wygnani tak jak ja, lub nawet zginą w imię owej doskonałej przyszłości, która choć zapowiadana nie nadejdzie. Wyobraźcie sobie nędzę Robespierre’a, gdyby udało mu się ściąć wszystkich zagrażających rewolucji, a więc naprawdę wszystkich, siebie też. Czy można sądzić, że w państwie idealnym będzie nad miastami unosił się duch Platona? Że pozostanie w pewnej chwili czysta idea, a nie tańczący na ścianie cień? Nie będzie wtedy, żadnych duchów, żadnej idei, nawet żadnego cienia, nie będzie nic. Dążyć do ideału, to odchodzić od człowieczeństwa, zrozumieć swoją niedoskonałość, to zbliżyć się do doskonałości. Droga do dobra ma dokładnie inny kierunek niż zdaje się tym, którzy myślą, że wiedzą lepiej. Mądrość, jak zauważył Sokrates, polega na uświadomieniu sobie własnej niewiedzy, wielkość na zauważeniu swojej małości. Czy wygnanie mnie zbliżyło budowniczych owej wspaniałości do celu, który sobie wytknęli? Czymże ja mogłem zagrozić pięknu, harmonii, porządkowi publicznemu? Cóż to za ideał, któremu może zagrozić ktoś taki jak ja? Któremu może w ogóle ktoś zagrozić? Jesteśmy niedoskonali i dlatego zamykamy przestępców w więzieniach i skazujemy morderców na śmierć. Wierzę w to, że gdyby w idealnym państwie byli mordercy, chodziliby wolni po ulicach. Nikt, nawet najbardziej zły nie byłby w stanie zagrozić idealnemu porządkowi, bo przecież idee są niezniszczalne, nieśmiertelne, odporne na wszystko.
A przecież ja też tęsknię do ideału, do piękna, którego drgający cień widzę na ścianie. Czemuż więc nie dążę do niego? Ależ dążę póki żyję, czego bym nie robił, jak bym nie żył. Jestem jak ćma lecąca w światło, tak samo jak ona zachowuję się zgodnie z prawem natury. Nie umiem inaczej. A wyznawcy Platona? Czy wyobraziwszy sobie własne światło pogrążają się w ciemności? Jam częścią tej siły, która zawsze pragnąc zła, wiecznie dobro czyni - mówi Mefisto. Czyż oni mogą robić coś innego? Czy podskoczywszy nie opadną z powrotem na ziemię? Czy przewracając się polecą do góry? Nie mogą zrobić nic innego ponadto, co zrobić mogą, pragnąc doskonałości, popadają w niedoskonałość i im bardziej będą niedoskonali, tym bliżej doskonałości właśnie będą. Więc nie ma dobra i zła? Wierzę, że są, ale któż może powiedzieć co naprawdę jest złe, a co dobre?
Zrozummy jak bardzo niedoskonali jesteśmy i żyjmy zwyczajnie, tęskniąc, marząc, pisząc wiersze nawet wyganiając poetów, ale nie bądźmy śmieszni, mówiąc, że wiemy.
Poeta skończył. Odpowiedziały mu oklaski małej grupki zgromadzonych. Ktoś krzyknął Amicus Plato... Potem wszyscy rozeszli się. Poeta zapalił papierosa. Postępował zgodnie z umową i czekał na dotrzymanie jej przez Większego i Mniejszego.
Dodaj komentarz