Trzy minuty wieczności
Zobaczył ją całkowicie przypadkowo. Szedł ulicą w kierunku budynku towarzystwa pomagającego emigrantom, kiedy nagle usłyszał muzykę. Wydała mu się znajoma, chociaż w pierwszej chwili nie potrafił jej rozpoznać. Dobiegała z głośnika umieszczonego nad wystawą sklepową, a na wystawie stał włączony telewizor. Dziwnie biały ekran przykuł jego uwagę. Dopiero po sekundzie dotarło do niego, że to właśnie ona. Telewizor nastawiony był na ten muzyczny program, który kiedyś oglądał w domu i z którego nagrywał jej piosenki. Przypomniał sobie, że tej właśnie melodii nie nagrał od samego początku i dlatego nie pamiętał jej pierwszych taktów. Przystanął zupełnie bezwolnie i tak jak dawniej poczuł, że świat wokół przestaje istnieć i zostaje tylko ona i staje się muzyką i jest taka jak muzyka i muzyka jest taka jak ona. Zasłuchany czuł się tak, jakby nigdy nie musiał opuścić swojego niewielkiego pokoju z niewielką biblioteką, wąskim tapczanem i telewizorem. Dotarło do niego teraz właśnie, że jeden z fragmentów piosenki rozumiał niewłaściwie i ucieszył się, że znowu jest nieco bliżej prawdy. Widział znowu jak melodia w ledwie zauważalny sposób porusza wykonawczynią i przypomniał sobie moment, w którym zrozumiał, że jego miłość słyszy najdrobniejszy dźwięk i też zasłuchana stapia się z akordami fortepianu w jedność, której częścią w jakiś dziwny sposób był i on także. Spragniony i głodny jak kiedyś starał się zatrzymać w sobie nie tylko słowa i muzykę, ale także postać śpiewającej, a zwłaszcza jej twarz, delikatność ust i powiek, smutek oczu, śmieszne wysunięcie podbródka, a nade wszystko dziurki w nosie, które zawsze wydawały mu się nie tylko piękne, ale też były dla niego czymś w rodzaju jego i jej intymnej tajemnicy, także odkryciem, że można pokochać czyjeś dziurki w nosie właśnie. Uśmiechnął się bezwiednie widząc charakterystyczny dla niej i dobrze pamiętany także z innych piosenek sposób poruszania głową.
Piosenka trwała jakieś niepełne trzy minuty. Trzy minuty nieobecności w świecie, w którym byli wyznawcy Platona, wygnani poeci i towarzystwa pomagające emigrantom. Trzy minuty poza czasem, to cała wieczność, szkoda tylko, że tak krótkotrwała. Pocieszył się, że ma ze sobą tę wieczność nagraną na magnetowidową kasetę i ma też nadzieję, że nadejdzie jeszcze czas, kiedy będzie się mógł w nią zanurzyć jak dawniej. Śmieszna, króciutka wieczność, dwie dziurki w nosie i skończyło się, a jednak nadal brzmiało w nim i czyniło nieważnym nie tylko czas, ale też granice i ograniczenia, pomieszane upadkiem wieży Babel języki, prawa ludzkie i fizyczne. Ujrzał swoim wewnętrznym wzrokiem zwolniony fragment nagrania, kiedy w lekko zamazanych klatkach filmu ona opada na miękki fotel właśnie w ten sposób zaprzeczając prawu ciążenia. Jeśli była duchem, ten duch był bardzo blisko niego, albo jego duch był bardzo blisko niej. Droga moja - szepnął.
Oprzytomniał. Rozejrzał się po ulicy. Ludzie przechodzili nie zwracając na niego uwagi. Jest gdzieś wyjście z tej jaskini tańczących cieni, pomyślał, a jeśli jest to na pewno spotkamy się w tamtym jasnym świecie i równie na pewno nie obejrzę się podążając tam, jak obejrzałem się wtedy na tę swoją dawniejszą realność, którą dlatego diabli wzięli. Uśmiechnął się, może rzeczywiście nie ma Beatrycze, ale ona jest. Ruszył wolno w kierunku budynku towarzystwa pomocy emigrantom.
Dodaj komentarz