Spotkanie w metrze
- Nie oglądaj się tylko, bo wszystko diabli wezmą - powiedziała. Zastanowił się, dlaczego właściwie miałby obejrzeć się właśnie teraz? Wytrzymał bez jej widoku tyle czasu. Fakt, nie było łatwo. Sam nie wiedział dlaczego. Owszem była piękna, ale co to właściwie jest piękno? Był poetą, więc czuł jego przemożną siłę i wszelkiego rodzaju definicje mógł zostawić filozofom. Takiemu Platonowi na przykład. Kiedy próbował się pogodzić z jej zniknięciem, miał nadzieję, że próba zrozumienia złagodzi ból. Filozofowie wszystko potrafili sprowadzić do nicości. Patrzył więc na nią wtedy oczami Heraklita i widział jak rozpada się kawałek po kawałku na coraz mniejsze części, aż zostały jakieś wielościany z zabawnymi haczykami, którymi mogły się znowu sczepić do kupy. W trakcie uświadomił sobie jednak zbyt jasno, że właśnie coś takiego naprawdę dzieje się z nią w głębinach ziemi i zdziwił się nie poczuwszy żadnego obrzydzenia czy wstrętu. Piękno kształtu rozpadało się, jego pamięć pokrywała się mgłą, wizja rozkładającego się ciała powodowała jednak tylko ból, zupełnie jakby czuł to, czego ona, choć osobiście uczestniczyła w tym procesie czuć nie mogła. Przemknęła mu myśl, że jego odczucia mają w sobie coś nienaturalnego, chociaż nie powodowały żadnych zmysłowych emocji. Chodziło jednak raczej o to, że nie myślał o niej jak o umarłej, po pewnym czasie dotarło do niego, że nie uwierzył w jej śmierć.
Postanowił jej szukać. Chodził po górach, dolinach, miastach i pustkowiach i nawoływał. Odpowiadało mu tylko echo. Tak naprawdę nigdzie nie chodził i nikogo nie wołał, ale miał nadzieję, że ją spotka Starał się też jakoś zdecydowaniej utrwalić w pamięci jej obraz. Wpatrywał się w stare zdjęcia, niezbyt udane, aż doszedł do przekonania, że wyglądała zupełnie inaczej. Zresztą wobec zdjęć zawsze odczuwał to samo - nie były dokładnymi odbiciami żywych ludzi, budziły zupełnie nowe skojarzenia, sugerowały istnienie jakichś nieznanych osób. Po jakimś czasie schował jej fotografie w jakiejś książce i pomyślał, że może kiedyś odnajdując je przypadkowo, będzie mógł jednak ożywić w sobie jej prawdziwą postać. Wreszcie zapomniał o niej. Tak zupełnie najzwyczajniej zapomniał. Jej miejsce zajmowały inne postacie czasami rzeczywiste, częściej wyimaginowane, niekiedy po części prawdziwe, po części nie. Kiedyś przyśniła mu się. Nie pamiętał dokładnie snu, ale obudził się z uczuciem jej realnej obecności. Pobiegłby szukać jej wtedy, gdyby nie to, że był środek nocy i dodatkowo zima. Napisał więc wiersz, potem drugi, aż utworzył się cały cykl. Miał nadzieję, że uwiecznił ją, ale nieco później uznał, że wiersze te są słabe i z wiecznością mają niewiele wspólnego. Właściwie ten powrót myśli o niej zaczynał go nawet drażnić. Zmagał się z nimi, próbując zastąpić jakimiś mniej lub bardziej cielesnymi konkretami, aż wreszcie uznał się za pokonanego.
Nie bardzo pamiętał jak dostał się na to samo dno ciemności. Może miał w tym udział nadmiar wypitego alkoholu, może jakiś niezbyt przytomnie wzięty narkotyk, a może tylko, jak to bywa u poetów, zbyt mocno napięte nerwy i wybujała wyobraźnia? Pamiętał, że spotkał po drodze jakiegoś starca domagającego się zapłaty za przewiezienie przez rzekę, dwugłowego psa, gromadę snujących się po całej okolicy cieni i wreszcie władcę tego nienormalnego świata, który obiecał mu zwrócić uwięzioną tu dziewczynę. Postawił tylko ten jeden warunek, niech nie patrzy na nią, aż do momentu kiedy powrócą do rzeczywistości. Warunek wydał mu się dość dziwny, ale przecież wszystko tutaj było nawet więcej niż dziwne. Nie zadawał pytań, ruszył w powrotną drogę, czując, że ona idzie za nim. Wtedy właśnie powiedziała to - nie oglądaj się tylko, bo wszystko diabli wezmą.
Dlaczego miałby się właśnie teraz obejrzeć? Z tęsknoty? Z miłości, która nagle zażądała natychmiastowego spełnienia? Tylko ze zwyczajnej ciekawości? Przecież i tak było ciemno i pewnie by jej nawet nie zobaczył. Obejrzenie się w tej chwili byłoby czymś tak irracjonalnym jak cała ta sytuacja i otoczenie. I właśnie dlatego obejrzał się. Nie wydarzyło się nic. Zobaczył ją w świetle, które wydostało się zza załomu kryjącego bliskie już wyjście. Wyglądała tak jak kiedyś, a w każdym razie poznał ją. Przekonał się, że miał rację uważając, że zdjęcia fałszują obraz sfotografowanej postaci. Była też zupełnie inna niż to wspomnienie, które w nim powstało i nawet nie taka sama jak w tamtym realistycznym śnie. Była po prostu taka jak była, kiedyś i teraz. Nie poczuł nic szczególnego. Próbował wzbudzić nawet w sobie jakieś emocje, ale widząc, że skrzywiła się na jego usiłowania, dał sobie spokój.
- Wyjdźmy stąd wreszcie - powiedziała.
Wyszli na ten jasny świat, a właściwie na wypełnioną ludźmi ulicę.
- No to cześć - odezwała się znowu.
- Zadzwoń może kiedyś - powiedział - założyli mi niedawno telefon, zapiszę ci numer - był poetą i długopis nosił zawsze przy sobie. Pomachała mu na pożegnanie, nim zniknęła w ludzkim tłumie. Odczuwał coś w rodzaju ulgi. Chyba rzeczywiście wszystko diabli wzięli - westchnął w duchu i poszedł w kierunku przystanku autobusowego, próbując zapalić na mrozie papierosa wciąż gasnącą zapalniczką.